Federico García Lorca (1898–1936)
Przy bliższym zżyciu się z frapującą poezją autora Yermy nie sposób nie dojść do wniosku, że chodzi o poezję w gruncie rzeczy najbardziej tradycjonalną. Jego teatr odnawia po prostu dawną, prastarą świetność teatru hiszpańskiego, a intermedia są nawet dosłownie naśladowaniem Calderona i Lope de Vegi. A liryka? Liryka opiewa stare jak świat tematy miłosne i cały ów tajemniczy egotyzm andaluzyjskiej ziemi, klimatu, krajobrazu – a przede wszystkim ludzi. Stajemy tu przed odwieczną tajemnicą poezji – nieodgadnioną i równie enigmatyczną: tematyka jest stara, środki techniczne, wersyfikacja czy metaforyka nie specjalnie rewelacyjne, a pomimo tego poezja andaluzyjskiego wiersza tchnie jakąś niesamowitą świeżością, niesie powiew niewątpliwej nowości. Ano, jest to zapewne rezultat geniuszu poetyckiego. I dlatego, że nie ma w tej sztuce nic rewelacyjnego – dlatego być może jest ona taka trudna do przekładania.
1955