...więc właściwie radio zrobiło ze mnie pisarza.
Roman Palester w roli redaktora odpowiedzialnego Polskiej Sekcji Radia Wolna Europa w Monachium.
Nowojorska Sekcja Polska Radia Wolna Europa, nosząca w pionierskim okresie nazwę Głos Wolnej Polski, a po 1956 r. Rozgłośnia Polska RWE, powstała wiosną 1950 w Nowym Jorku i nadająca do Polski swój codzienny godzinny program, okazała się amerykańską inicjatywą o charakterze długofalowym, wspieraną finansowo przez Narodowy Komitet Wolnej Europy/Komitet Wolnej Europy. Nowojorska stacja w świetle rosnących potrzeb informacyjno-propagandowych USA spowodowanych ekspansywną polityką ZSRR została wzmocniona poprzez strategiczną decyzję jej mocodawców o zakotwiczeniu wszystkich sekcji narodowych krajów podbitych przez ZSRR i pozostających pod jego wpływem po II wojnie światowej w Europie, możliwie najbliżej granicy obu światów i systemów politycznych, tj. najbliżej tzw. żelaznej kurtyny. Przeniesienie zatem radiostacji do Monachium i podkreślenie jej misji promującej „wartości i instytucje demokratyczne przez rozpowszechnianie prawdziwych informacji i idei” dało nowy impuls rozgłośni, która już w 1952 r. osiągnęła imponujący kształt, zyskując atrakcyjną formułę estetyczną dzięki sięgnięciu po zasoby naturalnego zaplecza intelektualnego i artystycznego środowisk opozycyjnych pozostałych po zachodniej stronie świata, skłonnych do współpracy, mających również przygotowanie merytoryczne do podjęcia pracy radiowej lub dziennikarskiej.
Polska Sekcja była najliczniejsza, tworzyła spośród pozostałych bodaj najciekawsze programy adresowane głównie do Polaków w Kraju, także do establishmentu władzy, do emigracji i Polonii oraz – pośrednio – do intelektualnych środowisk opiniotwórczych Europy Zachodniej. Inaugurację programu Polskiej Sekcji Wolnej Europy 3 maja 1952 r. poprzedziło wystąpienie programowe dyrektora Jana Nowaka-Jeziorańskiego, konkretyzujące misję Głosu Wolnej Polski, która trwała do 1994 r. Monachijski zespół w najwcześniejszym okresie liczył około stu etatowych pracowników, natomiast na prawach free-lance współpracę z rozgłośnią podjęło równie liczne grono Polaków z wychodźstwa, tj. ze wszystkich kontynentów. Dysponowali oni ogromną paletą umiejętności i zainteresowań, wzbogacających sekcję nie tylko o znawstwo warsztatu, ale o najmniej wymierny walor osobowościowy, o niebanalne doświadczenie, wielu cechowała wybitność. Dla radia pracowali przedwojenni politycy, mężowie stanu, działacze społeczni, artyści różnych sztuk (z kompozytorami i muzykami włącznie), pisarze, poeci, publicyści, dziennikarze, reporterzy, wreszcie – radiowcy z przedwojennym stażem odbytym zwłaszcza w Polskim Radiu Warszawa, Wilno, Lwów. Był to zespół wielopokoleniowy, o bardzo szerokiej palecie afiliacji światopoglądowych i politycznych.
Redaktorem odpowiedzialnym działu kulturalnego tak rozbudowanej Rozgłośni w Monachium zostaje Roman Palester. Angaż otrzymuje w marcu 1952 r., przedtem zawiera z Janem Nowakiem-Jeziorańskim porozumienie określające charakter swojej pracy pod kątem utrzymania aktywności na polu dwu żywiołów: publicystyki (tj. radia) i muzyki (kompozycji). Potwierdzenie tego ze wszech miar niełatwego kompromisu, jaki zawierał ze sobą i o którego gwarancję wystąpił do Nowaka-Jeziorańskiego znajdujemy w słowach kompozytora skierowanych pod koniec lat 80. do Jagody Jędrychowskiej; mowa w nich o trudnym do pogodzenia trybie pracy w żywiole radiowej aktualności i systematyczności z kontemplacją i ciszą, niezbędnymi składnikami procesu komponowania dużych form muzycznych:
Ranki i popołudnia – mówi Palester – zajmowało mi pisanie audycji i ich nagrywanie, ale co redaktorzy robili spokojnie, ja chciałem koniecznie skończyć do południa, aby po obiedzie zabrać się do komponowania muzyki. Gwoli sprawiedliwości muszę przyznać, że Nowak szedł mi na rękę. Ale mimo tego, nie zawsze można tak od razu przeskoczyć z kartki papieru wkręconej w maszynę na kartkę pięciolinii. [Zob. J. Jędrychowska, Widzieć Polskę z oddalenia, Paryż 1990, s. 92]
Nadto Palester musiał ułożyć sobie współpracę nie tylko z Nowakiem-Jeziorańskim, ale z całym zespołem zakotwiczonym w Monachium i w świecie swoistego getta, o którego fenomenie przyszło mu po latach powiedzieć i to:
Niech Pani sobie wyobrazi [zwrot do Jagody Jędrychowskiej] ponad setkę ludzi raczej rozgarniętych i utalentowanych, o najrozmaitszych przekonaniach politycznych, ludzi, z których każdy ma wysokie ideały i własną, nieomylną drogę do wyzwolenia Polski, każdy jest uparty jak kozioł, a nad tym wszystkim Nowak, jeszcze bardziej uparty niż wszyscy inni – muszę powiedzieć, że to był rzeczywiście kocioł, w którym bez przerwy wrzało. Na początku starcia były bardzo żywe, wieczorami już groziły dymisje i odjazdy, a na drugi dzień rano zawsze się jakoś układało. (…) względnie szybko zrobił się z tego [z rozgłośni RWE] raczej dość mocny instrument walki”. [Tamże, s. 84]
I właśnie ów „kocioł monachijski”, tj. Polska w miniaturze na wychodźstwie stanowić będzie do 1972 r., czyli przez dwadzieścia kolejnych lat najbliższe otoczenie pracy i życia kompozytora, chociaż po przejściu na emeryturę jeszcze przez kilka lat współpracuje (acz bez entuzjazmu) z rozgłośnią na prawach free-lance nadsyłając z Paryża, w którym wówczas mieszka felietony i komentarze z bieżących lektur, czytane przed mikrofonem przez radiowego lektora. O tę kontynuację współpracy zabiegał Włodzimierz Odojewski, zastępujący Palestra po 1972 r. na stanowisku kierownika działu kulturalnego. Początki pracy w radiu były trudne tak, jak i początki samego radia, realizującego z jednej strony cele mocarstwowej polityki zimnowojennej USA, z drugiej zaś – artykułującego tęsknotę wychodźców za korektą powojennego podziału świata, z przyznaniem pełnej niepodległości Polsce włącznie. Warunkiem powodzenia było zdobycie zaufania słuchaczy w kraju, do których był głównie kierowany przekaz (pamiętajmy, że RWE wypełniała miejsce deficytowe w przestrzeni medialnej, symulowała opozycyjną rozgłośnię wewnątrzkrajową), kierowany był i do PRL-owskiego establishmentu władzy, głos radia płynął też do Polaków z emigracji i Polonii, do zachodnioeuropejskich elit politycznych i kulturalnych. Z czasem Palester dzięki audycjom radiowym był coraz lepiej rozpoznawalny w obu rolach: kompozytora oraz komentatora i „pisarza radiowego”. Jego praca miała charakter wielowątkowy (począwszy od planowania cyklicznych audycji i podejmowania bieżących tematów, poprzez dobór wykonawców - komentatorów, dyskutantów, moderatorów, to był full time job, od koncepcji nagrania po pracę własną przed mikrofonem). Palester nie rozpraszał się jednak, pracował systematycznie, konsekwentnie i w tempie iście radiowym, tak by audycje nie traciły swojej aktualności, co w radiu zawsze jest priorytetem. Cykle takie jak Muzyka obala granice, Okno na Zachód, Kultura w niewoli, Na czerwonym indeksie, Reflektor, Komentarz dnia, Program specjalny, Nowości kulturalne, Fakty, wydarzenia, opiniestanowiły wizytówkę ramówki programowej rozgłośni, a Palester miał na ten kształt wpływ przez dwadzieścia lat; dodajmy, że większość tych formatów przetrwała do końca istnienia Wolnej Europy. Znając biegle język francuski mógł specjalizować się zwłaszcza w oglądzie kulturalnego życia Zachodu (pisał zwłaszcza do: Muzyka obala granice, Okno na Zachód, Reflektor). Był też Palester moderatorem dyskusji okrągłego stołu, uczestniczył w przygotowaniach do audycji o najlepszej książce roku wydanej na emigracji i w kraju, przeprowadzał wywiady (np. zaaranżował istotny dla świata muzyki wywiad z Andrzejem Panufnikiem w 1954 r.), prezentował utwory muzyki poważnej poprzedzając je własną impresją, słowem – ze zrozumiałym znawstwem prowadził przed mikrofonem RWE edukację muzyczną konfrontując osiągnięcia Zachodu w tej mierze z godnymi uwagi osiągnięciami z obszaru Europy Środkowo-Wschodniej, krytykując przy tym wszelkie przejawy socrealistycznej unifikacji, jaką wypełniony był kulturalny mainstream.
Zapoznanie się z aktywnością autora Wisły możliwe jest m.in. dzięki szczęśliwie zachowanej spuściźnie RWE, na którą złożyło się ponad dwa tysiące komentarzy, felietonów, szkiców krytycznych, wypowiedzi ogłaszanych w cotygodniowych audycjach 10–15 min. (zachowało się kilkanaście audycji Palestra w wersji audialnej), utrwalanych „Na Antenie”, w bogatej korespondencji oraz autografie wspomnień.
Dnia 9 maja 1952 r. Palester wygłasza przed mikrofonem pierwszy felieton z cyklu Muzyka obala granicei daje się poznać od razu jako autor wyrazisty i bezkompromisowy, jako zdeklarowany antykomunista, emigrant polityczny z wyboru i zarazem jako ten, który pragnie nawiązać kontakt ze środowiskiem muzyków i kompozytorów w Polsce. Pragnie być użyteczny środowisku, chce możliwie precyzyjnie wyrazić jego opinie, nagłaśniać problemy, wspomagać, uchylać żelazną kurtynę milczenia i dezinformacji, dawać świadectwo obecności i empatii po drugiej stronie żelaznej kurtyny. Podkreśla fakt dramatycznego rozdarcia powojennej Europy i jej śródziemnomorskiego dziedzictwa, uczula na konsekwencje decyzji jałtańskich oddających Polskę we władanie wyniszczającej ideologii, która doprowadzi do zaniku rodzimą kulturę, tradycję, język, duchowość. Do odwilży - zgodnie ze stanowiskiem emigracji politycznej - czuje się Palester zobowiązany mówić „za” pozostałych w kraju Polaków pozbawionych prawa własnego głosu. Mówi „za” i mówi „do”, uprawia krytykę ad rem i ad personam. Wypowiedź z audycji otwierającej autorski cykl Muzyka obala granice, w którym zwykle znajduje miejsce dla prezentacji portretu czy profilu kompozytora w kontekście jego czasów, stylów muzycznych i estetyki, problemów ideowych i politycznych, uwag o charakterze etycznym i filozoficznym, podkreśla ową dramatyczną granicę dzielącą ludzi (przyjaciół) na „my” – wychodźstwo i „wy” pozostali w kraju i zarazem przepoławiającą wspólnotę narodu i kultury:
Jeśli jednak my, którzy wprawdzie jesteśmy wolni, ale tą wolnością, którą zatruwa ciągła i nieprzerwana myśl o Waszej niewoli i Waszych cierpieniach, zdecydowaliśmy się mówić do Was o muzyce i sztuce, a zatem o rzeczach, które pozornie bardzo daleko są od tego, co Was boli i co Wam najbardziej leży na sercu, to powodem tego jest oczywiście ta straszliwa zmora i ten ponury cień śmiertelnego komunistycznego niebezpieczeństwa, które przemożnym ciężarem kładzie się dziś nad ogromną częścią muzycznego świata.
Przypomina też o prerogatywach sztuki i jej niezbywalnym paradygmacie klasycznym:
U podstaw wszelkiej sztuki – a zatem i sztuki muzycznej – tkwi humanistyczny i skrajnie indywidualny pogląd na świat i człowieka, własna i odrębna wizja świata, która jest rezultatem twórczej indywidualności artysty. To stanowisko stworzyło kulturę, która dała nam Bacha, Mozarta i Beethovena. Jest to kultura, która stworzyła pewien klasyczny styl współżycia jednostki i społeczeństwa, która stworzyła pewien ład, w nim wyrośliśmy i który najgłębiej jest w nas zakorzeniony. Tej właśnie kulturze komunizm wypowiedział wojnę na śmierć i życie.
Miejsce stałe w komentarzach Palestra zajmuje kwestia odpowiedzialności artysty i problemu jego nieharmonijnego funkcjonowania na styku sprzecznych wymagań, z jednej strony mecenatu władzy komunistycznej, z drugiej – autentycznych, niczym nieskrępowanych odbiorczych potrzeb. Postawy twórców wobec rzeczywistości PRL-owskiej interesują go więc szczególnie, wypowiada się o nich wielokrotnie nie szczędząc ostrej, sarkastycznej krytyki, natomiast z empatią będzie mówił o twórcach marginalizowanych, wykluczanych, nie mieszczących się nie tylko w głównym nurcie propagandy socrealizmu, ale nawet na jej nieco odleglejszym planie. Należy podkreślić, że felietony, komentujące bieżące sprawy spoza muzycznego kręgu, jak i te, które są prezentacją sylwetek wybitnych twórców swoich epok, charakteryzuje silna dominanta autorskiego stylu, w tym stylu myślenia, w którym za podstawę przyjął Palester apologię indywidualizmu artystycznego wybrzmiewającego w horyzoncie personalistycznych kwalifikacji duchowych i społecznych artysty, współbrzmienie działania twórczego z mężnym i autentycznym życiem, empatią i uwrażliwieniem metafizycznym. Za sprawą Palestra z anteny płynęły zatem dźwięki Chopina, Szymanowskiego, Karłowicza, Mozarta, Schonberga, Webera, Wagnera, Bartoka, Strawińskiego, dźwięki zarówno polskiej muzyki romantycznej, modernistycznej i eksperymentalnej (zwłaszcza dodekafonicznej), przypominał wybitnych kompozytorów i dyrygentów, kreślił z estymą sylwetki i profile artystów wykluczanych lub marginalizowanych z powodów politycznych w kraju. Osobne miejsce w felietonistyce zajmowali więc Grzegorz Fitelberg, Józef Turczyński, Edmund Rudnicki, Ludomir Różycki, Artur Malawski, Michał Spisak czy Zbigniew Drzewiecki.
Przez dwadzieścia lat poza osiągnięciami muzyki poważnej autor Śmierci don Juana prezentował i komentował sztukę, zachodnioeuropejską i amerykańską literaturę, pisarstwo o charakterze filozoficznym; analizował w wielu cyklicznych sekwencjach szczegółowe kwestie artystyczne i ideowe, mierzył się z próbami definiowania realizmu i nowego realizmu, socrealizmu, z kodyfikacją statusu powieści nowoczesnej, dokumentu literackiego, epistolografii, oceniał gesty i postawy intelektualistów zachodnioeuropejskich i polskich, analizował fenomen klerkizmu i zmiany zachodzące w obrębie tej postawy, przywoływał kontrowersyjne kazusy. Chętnie wypowiadał się o malarstwie przełomu XIX/XX w. (Utrillo, Cezanne, Matisse, van Gogh, Gauguin), przywoływał walory warsztatu twórców dawnych (da Vinci, Giovanni, Giotto). Dla eksperymentów sztuki performatywnej i konstruktywistycznej szukał uzasadnienia, analizował projekty ruchomych mobili Caldera czy determinację precyzji warsztatowej Hansa Arpa. Postulował powrót do szlachetnej prostoty i dbałości o formę. Słowem – był krytyczny, wielokrotnie dawał wyraz swojej dezaprobaty dla wielu realizacji, które kontrkultura forsowała jako dzieła wybitne.
Interesował się pracami filozofów-pisarzy, zapoznawał słuchaczy z najnowszymi publikacjami (także wznowieniami) znanych i uznanych twórców, często kontrowersyjnych (a w Polsce ocenzurowanych), wracał do nich przy okazji rocznic urodzin i śmierci, okrągłych wydań ich dzieł, wznowień. Do najczęściej przywoływanych należeli: Kierkgaard (filozof bliski sercu Palestra), Unamuno, Ortega y Gasset, Camus, Sartre, Jaspers, Marcel, Croce. Zajmował go egzystencjalizm w różnych swoich odcieniach, istota XX-wiecznego kryzysu człowieka, kultury i cywilizacji. Analizował i równocześnie recenzował utwory Baudelaire’a, Bretona, Prousta, Joyce’a, Bernanosa, Brechta, Ionesco, Gombrowicza. Ostatni interesował go w kontekście recepcji zachodnioeuropejskiej krytyki. W ramach komentarza i felietonu podejmował Palester próbę uchwycenia zmian w zakresie tradycji narracyjnej europejskiej prozy, jej skłonności do eksperymentu i anomalii w postaci quasi powieści, antypowieści, a w tym kwestii statusu narracji, odpowiedzialności i kompetencji autorskiej, tropił przejawy nonkonformizmu w literaturze i w geście pisarza, ogłaszał kazusy wyborów nieoczywistych, definiował postawę konwersji w perspektywie inteligenckiego etosu zanurzonego w świecie przerafinowanej, zdehumanizowanej (po)nowoczesności.
Był Palester wyjątkowo aktywnym uczestnikiem kulturalnego i politycznego życia wychodźstwa, oczywiście należy pamiętać, że praca w radio wymuszała na nim ten rodzaj aktywności i otwartości na novum. Trzeba jednak dodać, że gros tej radiowej spuścizny spoczywa w archiwach (to ok. dwa tysiące skryptów, kilkaset autografów, bogata kolekcja korespondencji), zdecydowana większość zapisu audialnego standardowo i sukcesywnie była zagrywana przez audycje następujące po sobie w RWE. Publikacji doczekały się jedynie nieliczne szkice i artykuły Palestra (np. „Na Antenie”), niemniej już one okazują się znakomitą zapowiedzią jego „pisarskiej kolekcji”: erudycyjnej, bogatej w liczne egzemplifikacje, dramatyczne i przejmujące zapisy zarówno doświadczenia osobistego, jak i formacyjnego.
W wywiadzie udzielonym własnej rozgłośni w 1969 r. (bo i w takiej roli występował) swoją intelektualno-pisarską przygodę ze sztuką radiową skwitował w kilku zdaniach [Cykl Panoramanr 3890 z 23 grudnia 1968, Archiwum Polskiej Sekcji RWE – Narodowe Archiwum Cyfrowe]:
… więc właściwie radio zrobiło ze mnie pisarza. I nie żałuję tego. To znaczy, nie uważam się za pisarza sensu stricto. Nie uważam, żebym miał w tej dziedzinie jakieś specjalne ambicje. Po prostu to daje mi kontakt z moim środowiskiem, z ludźmi, którzy są mi bliscy. Jeżeli kilka osób nawet tego słucha, to już słowo nie idzie w próżnie, nie idzie w pustkę. I to jest dla człowieka, który jest wyrwany ze swojego środowiska niewątpliwie rzecz bardzo cenną. Cóż, program kulturalny w naszej rozgłośni dysponuje prawdziwie sporą ilością czasu, ale właściwie nie możemy obsłużyć wszystkiego, co się dzieje na Zachodzie. Należałoby jednak mówić o życiu kulturalnym krajowym. Należy omawiać równocześnie książki, które wychodzą w kraju. Prezentować literaturę emigracyjną i prezentować całą literaturę zachodnią. Więc ja oczywiście zdaję sobie sprawę, że to jest pium desiderium, że w praktyce to niewykonalne.
Z pewnością bez przygody Palestra z RWE nie powstałby tak ogromny dorobek publicystyczny, czy zyskał przy tym Palester-kompozytor? Niełatwo o odpowiedź, pewne jest jedno: za podjęcie współpracy z Wolną Europą jako artysta zapłacił cenę najwyższą – była to cena wykluczenia. Wyrok na muzyce Palestra został w kraju skrupulatnie wykonany.
Violetta Wejs-Milewska