1960

Audycja z cyklu Okno na Zachód nr 409 wyemitowana 20 września 1960


Jest rzeczą normalną, że po okresach przesadnego kultu racjonalistycznego materializmu - następuje renesans spirytualizmu. Racjonalizm, światopogląd naukowy przybiera zwykle ponętne formy postępu, rozwoju, szukania czegoś nowego. Reakcja spirytualistyczna, jaka zwykle następuje po okresach wybujałego racjonalizmu, nacechowana bywa pozornym konserwatyzmem. Ale tylko pozornym - jak to już kiedyś mądrze powiedział stary Pascal. W każdym razie te dwie tendencje - racjonalistyczna i spirytualistyczna - wypełniają w sumie prawie cały przebieg historyczny rozwoju naszej kultury. Ich walka, ich antynomia stały się najgłębszą treścią życia milionów ludzi na tym niewielkim półwyspie, którego nazwę - Europa - wymawiamy nie bez pewnej dumy.

We Francji to prawo "reakcji ogólnej tendencji kulturalnej" jest widoczne w sposób specjalnie jaskrawy. Rewolucja kartezjańska znalazła niemal współcześnie odpowiedź w wybujałym ultramontanizmie Bossueta i oświeconym fideizmie Pascala. I od tej pory ciągnie się w kulturze francuskiej - i to zarówno w filozofii, jak i w literaturze - owa zbawienna "dwutorowość", jeśli tak można powiedzieć. Każdy eksces racjonalizmu, czy później materializmu, znajduje wyrównanie w przeciw-tendencji spirytualistycznej, każdy przesadny ultramontanizm wywołuje odrodzenie racjonalizmu. Stąd głęboka ciągłość i niesłychana żywość tej kultury.

W naszych czasach te antynomie przybrały formy jeszcze skrajniejsze. Miejsce oderwanego, filozoficznego "kultu materializmu" zajęło brutalne panowanie siły, siły fizycznej, którego najpełniejszym wyrazem jest stan wojny. Toteż czy można się dziwić, że wśród konwulsji wojennych zaczęło się przed dwudziestu niemal laty odrodzenie czystego, bezinteresownego spirytualizmu?

Dlaczego ten - nieco przydługi - wstęp? Po prostu dlatego, że chciałbym zasygnalizować państwu nowe inedity Simone Weil i publikację o niej, jaka się ostatnio ukazała. A sprawa wyglądała w ten sposób, że kiedy zaraz po wojnie dostaliśmy do ręki pierwsze tomy Simone Weil, wyczuwaliśmy wprawdzie już wówczas, że w jej osobie odzywa się pisarz, który ma niezmiernie wiele do powiedzenia o świecie i ludziach, ale nie umieliśmy jeszcze wtedy usytuować należycie samej postaci i twórczości tej wielkiej "moralistki" współczesnego świata. Dziś mamy już nieco więcej perspektywy i możemy znacznie łatwiej zrozumieć, że w twórczości Simone Weil, w całej jej postawie życiowej - a rozgraniczać tych rzeczy przecież nie można - doszedł do głosu krzyczący protest przeciw wieloletniemu rozpętaniu barbarzyństwa i panowaniu siły. To w jej twórczości zarysował się - może po raz pierwszy - jakiś nowy uniwersalizm, który rozkwitł nieco później w odważnych syntezach ojca Teilharda de Chardin. Dlatego Simone Weil zajmuje w dorobku współczesnej myśli francuskiej miejsce niezmiernie poważne. Ta cicha, skromna, młoda kobieta, nabrzmiała własnymi kompleksami i oboleniami, jest jednocześnie najlepszą przedstawicielką owej "dwutorowości" kultury francuskiej, o której mówiliśmy we wstępie. W latach absolutnego panowania filozofii egzystencjalizmu, jej cienkie trzy tomy esejów stanowiły cenną przeciwwagę. A dziś, po latach, zachowały one całą swą wartość, podczas kiedy olbrzymie kolubryny Sartre'a o "człowieku i nicości" zaczynają powoli "trącić myszką". Okazuje się, że Simone Weil znacznie głębiej odczuła i zrozumiała tragiczną "przygodę metafizyczną" dzisiejszego człowieka.

Oczywiście, niezmiernie trudno zakwalifikować Simone Weil. Kim była ta dziewczyna? Przecież nie filozofem, a nawet nie eseistką. Pierwsze określenie jest zbyt sztywne, a drugie? Drugie - to za mało dla niej. Myślę, że była pisarzem - moralistą najczystszego chowu, pisarzem na linii Montaigne'a i Pascala. Dlatego też wziąłem do ręki jej ostatnio wydany tom z niejaką ostrożnością. Bo nosi on tytuł: Écrits historiques et politiques - Pisma historyczne i polityczne. W ogóle ostatnie lata nastroiły nas nieco sceptycznie do ineditów Simone Weil. Wydawcy pierwszych jej tomów wmówili nam, że trzydziestoczteroletnia autorka, umierając w roku 1943, nie pozostawiła nic innego poza tym, co zaraz po wojnie opublikowano. Tymczasem w ciągu ostatnich dziesięciu lat ukazało się co najmniej osiem nowych tomów jej pism. Nie przypuszczając ani przez chwilę, aby tu chodziło o jakieś apokryfy - można jednak powątpiewać, czy Simone Weil pragnęła, aby publikowano jej bruliony i różne szkice niewykończone.

To samo dotyczy i nowego tomu. W dodatku ten tytuł: Pisma historyczne i filozoficzne... Straciliśmy przecież nie bez powodu wszelkie zaufanie do historii jako "wielkiej nauczycielki". Tymczasem rozczarowanie jest bardzo miłe. Simon Weil umie z każdego faktu, z każdego zdarzenia wydobyć niejako "jego podszewkę", powiązać je głęboko ukrytymi przyczynami i usytuować na ogólnym tle historycznym. Wzorowym przykładem tej metody może być jej esej o "początkach hitleryzmu". Roztacza w nim horyzonty olbrzymie, a stronice, na których - incydentalnie - opisuje rzymskie metody podboju i zniszczenia cywilizacji przed-rzymskich, są prawdziwie rewelacyjne. Na równie wysokim poziomie są jej refleksje na temat dziejów naszej kultury.

Druga publikacja, o której pragnę państwu wspomnieć, należy właśnie do rzędu tych, które budzą wątpliwości, o których przed chwilą mówiłem. Może ona posłużyć za klasyczny wzór niewłaściwych precedensów wydawniczych, których ofiarą Simone Weil pada nie od dziś. Oto pan Piccard wydał Essai biographique et critique o Simone Weil i załączył do tego "Rozumowaną antologię tekstów" pisarki. Oczywiście nazwisko Simone Weil ma absolutne, pełne prawo do figurowania na okładce, ale prezentacja wydawnictwa jako czegoś nowego stawia je pod znakiem zapytania. Bo na 316 stron książki, tekst nowy, pierwszy raz opublikowany - czyli właśnie ów esej biograficzny - zajmuje dokładnie jedną dziesiątą, 30 stron. W dodatku ten tekst nie wnosi nic nowego, nie porusza żadnych tematów, które były "fortą" autorki. Reszta - to ta "rozumowana antologia", czyli zbiór tekstów i wypowiedzi znanych skądinąd. No cóż, bardzo dobrze, że to się ukazało, ale jako "nowość" wygląda to raczej skromnie.

Niemal jednocześnie przybyła do bogatej literatury o Simone Weil nowa pozycja. Jest nią studium Gastona Kempfnera: La Philosophie mystique de Simone Weil. Będzie to książka niezmiernie przydatna dla każdego, kto chce wgłębić się w dżunglę problemów, które zajmowały pisarkę. Ale oczywiście zadanie, jakie sobie Kempfner postawił nie było łatwe. Jest on entuzjastą Simone Weil i jego pieczołowitość w usiłowaniu poparcia dla każdej tezy odpowiednim cytatem jest podziwu godna. Jeśli nie daje on żadnej szerszej syntezy, to może dlatego, że sama Simone Weil była pełna kontradykcji i sprzeczności. Zresztą niełatwa to rzecz dać syntezę czegoś, co zostało przerwane in statu nascendi i pozostało fragmentem. Bo to jest bodaj najbardziej charakterystyczne dla portretu tej "nowoczesnej moralistki" francuskiej. Jej dzieło życia zostało brutalnie przerwane i pozostało fragmentem - fragmentem pięknym, bogatym, zapładniającym, ale zawsze tylko fragmentem. Nie wiemy i nigdy się nie dowiemy, gdzie zaprowadziłaby Simone Weil jej uparta, konsekwentna, logiczna myśl - rozjaśniona promieniem łaski i wiary.