Audycja z cyklu Muzyka obala granice nr 152 wyemitowana 19 października 1955
Jak co roku, tak i dziś pragniemy przypomnieć naszym słuchaczom datę 17 października, datę śmierci największego muzyka, jakiego wydał nasz kraj. Oczywiście nie chodzi o smucenie się czy wyrażanie żalu. Twórczość Chopina jest dziś żywsza i młodsza niż kiedykolwiek i bardzo niewielu artystom udało się wywrzeć tak głęboki wpływ na całe pokolenie swoich następców. Pośmiertne zwycięstwo Fryderyka jest fenomenem wyjątkowej natury. Ten wątły i schorowany młody człowiek tworzył swą sztukę w gruncie rzeczy na przekór swojej epoce. Bo nie skąpy i powierzchowny nalot zewnętrznego romantyzmu cenimy dziś w jego muzyce. Z latami odnaleźliśmy w niej treść zbliżoną raczej do Eroiki Beethovena, aniżeli do mendelssohnowskiego świata elfów. W epoce przeczulonego romantyzmu i grandilokwencji Schumanna czy Berlioza
Chopin trwał z uporem przy zasadzie skrajnej lakoniczności – zamykał w każdym swym utworze tylko tyle muzyki, ile było konieczne dla osiągnięcia właściwego celu artystycznego. Wbrew tendencjom innych kompozytorów romantycznych, którzy przy każdej okazji starali się "wyrazić jak najwięcej", Chopin w najcelniejszych i najlepszych swych utworach ograniczał się do miniatury. Najgenialniejsze jego mazurki, preludia czy etiudy są – jako forma artystyczna – miniaturami o niesłychanie wyrafinowanym samoograniczeniu artystycznym. Kiedy przyjaciele – Mickiewicz czy George Sand – namawiali go do pisania opery, Chopin nawet nie chciał dyskutować na ten temat. Szedł swoją własną drogą, której współcześni nie rozumieli, ale na której znalazł swoje pośmiertne triumfalne zwycięstwo.
Dziś, w czasach kiedy w niektórych krajach zmusza się artystów do "zaangażowania się" w sensie pewnej ideologii politycznej, w czasach kiedy psychikę człowieka miażdży się taranem bezdusznej dialektyki, w czasach okrzyczanego "inżynierstwa dusz", nie od rzeczy będzie przypomnieć, że dla artysty jedynie słuszna i jedynie możliwa do zaakceptowania jest droga pełnej wewnętrznej niezależności i świadomości swoich własnych możliwości. Ta droga jest dziś na pewno trudniejsza niż była dawniej, ale wspaniały przykład naszego największego kompozytora może jednak w pewnym stopniu być pomocnym tym naszym młodym artystom, od których działalności zależeć będzie oblicze przyszłej muzyki polskiej.
Oczywiście, Chopin żył w warunkach łagodniejszych – nawet jeśli się weźmie pod uwagę aktualny okres domniemanej "odwilży" i zelżenia kursu. Ale nie należy przypuszczać, że znalazł swą właściwą drogę bez najcięższej walki wewnętrznej lub bez walki z konwencją epoki i przejściowymi wymaganiami mody. Dziś artysta w Kraju ma z konieczności uwagę zbyt zwróconą na sprawy polityczne. Przez to, z natury rzeczy, myśli mniej o tym, co w gruncie rzeczy jest najważniejsze: o znalezieniu środków wyrazu najwłaściwszych dla jego własnej psychiki i intelektualnych możliwości. Dlatego może byłoby dobrze, gdyby poważni i uczciwi artyści krajowi zastanowili się nieco nad tymi zasadniczymi imponderabiliami, z których nikt parający się sztuką nie może rezygnować bezkarnie.
Chopin może być w tym wypadku najlepszym – choć skądinąd niedościgłym – przykładem. Najkrzykliwsze symfonie i kantaty, jeśli nie są podyktowane najgłębszą wewnętrzną potrzebą, rozsypią się w proch za najlżejszym podmuchem nieubłaganego czasu. Podczas, kiedy skromne i nieduże formą mazurki i preludia chopinowskie przetrwają triumfalnie wszystkie zawieruchy.
[Fragment muzyczny: F. Chopin, Sonata b-moll op. 35]