1953

Audycja z cyklu Okno na Zachód nr 37 wyemitowana 29 maja 1953


Żyjemy w epoce, która notorycznie nadużywa wielkich słów. W czasach spokoju, w okresach, kiedy jednostka ludzka miewała swoje chwile wytchnienia i spokojnego życia, nikomu nie przychodziło na myśl bombardować ludzi stawianiem przed nimi ciągłych apokaliptycznych znaków zapytania i grożeniem im na co dzień problemami „ostatecznymi”. Natomiast w epokach przełomu, załamania czy też walki wszystkich przeciw wszystkim padały zawsze wielkie, monstrualne hasła, lansowano całe nowe światopoglądy i wywracano na opak przyrodzoną hierarchię wartości i moralność człowieka. Takie czasy nadużywają właśnie wielkich słów i pojęć. I tak jest też dziś.

Kiedy w ciągu XIX wieku demokracja poszerzyła kolosalnie zasięg kultury, nie przyszło nikomu na myśl wykrzykiwać do znudzenia na wszystkie tony słowa „kultura, kultura”. Była to bowiem kultura rozwijająca się spontanicznie, bez nacisków administracyjnych, kultura związana morfologicznie z człowiekiem, nie znająca wprawdzie penicyliny, ale nie znająca także Oświęcimia i Katynia, kultura nie mająca być może w sobie nic ewangelicznego, ale w ramach której nie mógłby powstać nawet cień możliwości, abyKrótki zarys historii WKPB mógł się stać alfą i omegą myślenia dla milionów ludzi.

Ta kultura - nazwijmy ją: XIX wieku – należy dziś do przeszłości. Uważamy ją za rozdział zakończony i pod wieloma względami patrzymy na ten rozdział dość krytycznie. Wypadło nam bowiem być aktorami dramatu, wobec którego szekspirowskie jezioro krwi wydaje się dziecinną igraszką, dramatu bolesnego rodzenia się kultury wieku XX, wieku nieokiełznanego rozwoju technologii i niesłychanego rozrostu materialnych możliwości człowieka.

W tym zmieniającym się błyskawicznie kalejdoskopie coraz to nowych możliwości technicznych niezmienny pozostaje jedynie człowiek, jego psychika, jego sposób reagowania i odczuwania, i to wszystko, co stanowi duchową, spirytualistyczną część ogromnego pojęcia kultury. To wszystko, co w kulturze jest jej częścią duchową, to wszystko, co wykracza poza pojęcie kultury materialnej - to właśnie te walory, od których oczekujemy "uporządkowania" świata i przerzucenia pomostu między człowiekiem, a rozhukaną maszyną.

Każda kultura wytwarza pewną swoistą, jednolitą hierarchię wartości, pewien specyficzny typ myślenia. A wszelka myśl jest – jak słusznie powiedział wielki filozof amerykański, niedawno zmarły John Dewey – wszelka myśl jest poszukiwaniem prawdy. Dlatego kultura i prawda są pojęciami bliskimi sobie i dlatego, zarówno niezależna myśl zachodnia, jak i zwyczajny "chłopski rozum" któregokolwiek z naszych słuchaczy w kraju, muszą wykluczyć, wykluczyć całkowicie i bezapelacyjnie ową tak szumnie i hałaśliwie lansowaną ewentualność stworzenia "kultury epoki komunizmu".

Nie może bowiem istotna kultura powstać na zasadzie niezgodności z prawdą, nie może powstać wbrew woli swego podmiotu, wbrew woli milionów ludzi, którym wedle ambitnych zamierzeń ideologów kremlowskich miałaby być narzucona. Można stworzyć ludziom przymusem i siłą nowe ramy materialne życia, ale nie można przemocą wypełnić ich nową treścią intelektualną, ponieważ taka karykatura kultury nie będzie miała nic wspólnego z prawdą, będzie pozbawiona swego przedmiotu, którym zawsze była, jest i będzie prawda.

Dlatego to wszystko, co komuniści nazywają budownictwem nowej, socjalistycznej kultury, to co oni uważają za rewolucyjną nowość, to wszystko niezależna myśl zachodnia uważa za chwilowe schorzenie naszej starej, uniwersalnej cywilizacji europejskiej, z trudem żeglującej w stronę nowych form. Rak komunizmu jest chorobą przejściową naszej cywilizacji, chorobą spowodowaną nieprzygotowaniem człowieka do tak kolosalnego rozwoju maszyny i techniki. Poznaliśmy chorobę faszyzmu i nacjonalizmu, poznajemy teraz coraz lepiej gatunek i rodzaj choroby komunistycznej. Jednym z najbardziej skutecznych środków walki z tą chorobą wydaje się zachowanie niezależności myślenia, niezawisłego, krytycznego, zdrowego sądu o tym wszystkim, co nam złośliwie szczepione bakterie komunizmu i tak skwapliwie znoszą.

Odbywają się teraz w Polsce przy hucznym akompaniamencie puzonów propagandowych "Dni Oświaty, Książki i Prasy". Oczywiście, nie potrzebujemy zwracać państwa uwagi na to, że mamy tu do czynienia z "towarem" o charakterze intelektualnym. Innymi słowy, książka – odpowiednia książka – może zarówno wzmocnić przyrodzony opór Polaka w kraju przeciw komunizmowi, jak też ten opór wydatnie zmniejszyć. Dlatego sprawa jest ważna i warta omówienia. W zasadzie rzecz prezentuje się nad wyraz dodatnio. Nikt zdrowo myślący nie może się przecież nie cieszyć z propagandy słowa pisanego, z licznej ilości wydanych po wojnie tytułów i milionowych nakładów, które rzeczywiście przerastają znacznie wszystko to, do czego uprzednio byliśmy w Polsce przyzwyczajeni. W pierwszej chwili cieszy nas to, tak jak nas cieszy każdy nowy budynek i każda świeżo w Polsce wzniesiona fabryka. Ale po krótkiej chwili refleksji stwierdzamy, że to nie zupełnie to samo. Nowy dom, fabryka, elektrownia czy kopalnia należą do dziedziny cywilizacji materialnej i same w sobie nie są w zasadzie groźne dla panującego w danym środowisku typu kulturalnego, a w każdym razie nie określają go definitywnie. Natomiast książka zawiera pewną ilość myśli, które puszcza w obieg społeczny i którymi wpływa bezpośrednio na kształtowanie się psychiki człowieka i środowiska. Oczywiście akcja wydawnicza w Polsce podporządkowana jest całkowicie kierownictwu politycznemu, które dopuszcza na rynek jedynie wydawnictwa i publikacje, które albo pozytywnie pomagają umocnieniu komunizmu w Polsce, albo przynajmniej temu wzmocnieniu nie przeszkadzają. Wzmocnieniu komunizmu ma służyć cała literatura bieżąca polska, sowiecka i zagraniczna, a klasykom przypadło w udziale zadanie "nie przeszkadzania". Innymi słowy, drukuje się tylko takich klasyków, którzy nie są w krzyczącej niezgodzie z "postępowymi" ideami Lenina i Stalina. Wszystko inne nie istnieje. Metody tej polityki są bardzo elastyczne: w razie potrzeby zmniejsza się po prostu ilość psalmów w Psałterzu Kochanowskiego – i to w wydaniu zbiorowym – kiedy indziej, kiedy z rozmaitych względów nie wypada zatrzymać publikacji umieszcza się od razu w katalogu wydawniczym uwagę, że nakład jest wyczerpany, tak, jak to się zdarzyło z trzecim tomem pewnej Historii filozofii niedawno temu, jeszcze kiedy indziej – jeśli chodzi o autora nieżyjącego – po prostu specjalista przerabia konkluzję dzieła i jego tezy. W stosunku do pomnikowej, ale będącej całkiem nie na linii monografii Czartoryskiego pióra profesora Handelsmana, podjął się tej roli nie kto inny, jak pan Kieniewicz. Ale najpewniejsze jest nie drukować wcale, zapuścić żelazną kurtynę zapomnienia nad pisarzami, którzy ośmielili się kiedykolwiek okazać niezawisłość i niezależność myśli. Wśród milionów tomów wydrukowanych w Polsce po wojnie nie ma niektórych Rosjan. Nie ma najgłębszego znawcy duszy rosyjskiej – nie ma Dostojewskiego. Rozumiemy doskonale powody, dla których czytelnikowi, którego chce się umisić na ciasto przyszłej kultury komunistycznej, nie można dać do ręki Dostojewskiego. Ale nie przypuszczaliśmy, że komunizm jest aż tak słaby. A poza tym nie drukuje się tego wszystkiego, co choćby z daleka pachnie z jednej strony idealizmem, spirytualizmem, a z drugiej sceptycyzmem. Nie ma Montaigne'a, ale nie ma i Pascala; nie ma Boswella, ale też nie ma Browinga i Shelleya; nie ma Baudelaire'a, nie ma Lautremonta, ale ze Stendhalem też krucho – jedna pozycja. A kiedy wkraczamy w domenę literatury współczesnej – wtedy zakazów jest legion.

Literaturę amerykańską reprezentuje Howard Fast, a francuską – pożal się Boże – André Stil. Punctum, kropka. Nie istnieją André Gide, Claudel, Mauriac, Malraux, Valery, Giraudoux, Hemingway, Montherlant, Russell, Burnham, Camus. Nie istnieją rozliczne i tak bujne prądy kulturalne całej olbrzymiej połowy świata. Komunistyczni władcy opętani psychozą wiecznego strachu boja się panicznie już nie tylko idealizmu literatury wolnego świata, ale nawet jej pesymizmu. I dlatego te miliony tomów drukowanych teraz w Polsce nie obejmują najważniejszego, najpiękniejszego dorobku artystycznego świata, nie obejmują najbardziej wolnej i niezależnej części myśli ludzkiej.

A zatem, z okazji "Dni Książki" poszukajcie, drodzy słuchacze, wśród domowych bibliotek swych przyjaciół i znajomych jakiś egzemplarzy dawnej, niecenzurowanej, niezależnej książki polskiej, książki, która zawsze łączyła nas najściślej z całym szerokim, bujnym światem Zachodu.