Audycja z cyklu Wiadomości kulturalne nr 739 wyemitowana 14 kwietnia 1971
Równo rok temu Zbigniew Drzewiecki obchodził osiemdziesiątą rocznicę urodzin. Stała się ona wówczas okazją do uczczenia zasług wybitnego pianisty, nestora muzyków polskich i znakomitego pedagoga. Muzycy krajowi uczcili jubilata z rzadko spotykaną spontaniczną jednomyślnością. Od tego jubileuszu minął rok i oto dziś przychodzi nam żegnać na zawsze człowieka, który był nie tylko znakomitym artystą, nie tylko świetnym muzykiem i niesłychanie pracowitym pedagogiem, ale też człowiekiem ujmujących zalet osobistych. W całym życiu Drzewieckiego stała zawsze na pierwszym miejscu troska o naszą kulturę muzyczną. Nie dbał o własny sukces i powodzenie, chodziło mu zawsze jedynie o robienie tego, co w danym momencie uważał za najbardziej potrzebne dla dobra polskiej kultury muzycznej. Nie było w nim ani śladu owych pompatycznych manier, którymi wielcy wirtuozi podpierają swą popularność, nie było w nim nic z kabotyństwa estrady, które wykrzywia niektóre portrety artystów, nawet najwybitniejszych. Przeciwnie – był zawsze niezmiernie skromny, rzeczowy i w gruncie rzeczy nawet nie dopuszczał myśli, że mógłby myśleć więcej o swej karierze osobistej, aniżeli o palących potrzebach naszej kultury muzycznej. Uważał się przede wszystkim za muzyka i jego zainteresowania wybiegały daleko poza wąski zasięg klawiatury.
Urodzony w roku 1890 pochodził Drzewiecki ze znanej rodziny warszawskiej, stąd też w ciągu całego swego życia był najsilniej związany z Warszawą. Z wyjątkiem lat młodzieńczych - studiów w Wiedniu i krótkiego okresu krakowskiego tuż po zakończeniu II wojny światowej – spędził Drzewiecki prawie całe życie w Warszawie.
Jeśli młodość Drzewieckiego, jego studia wiedeńskie upłynęły jeszcze w okresie kryzysu pianistyki romantycznej, to na starość miał on tę wielką satysfakcję, że doczekał się pełnego tryumfu wszystkich swoich ideałów estetycznych. Młodzi artyści dzisiejsi nie zdają sobie nawet sprawy, jak ciężka była wieloletnia walka o nowe oblicze pianistyki. Dziś respekt wobec koncepcji i tekstu kompozytora wydaje się nam rzeczą samą przez się zrozumiałą, ale przecież jeszcze pół wieku temu panowały w tradycyjnej pianistyce całkiem inne zasady. I dzięki pracy całego życia takich ludzi jak Drzewiecki poszły w końcu do lamusa dawne "rozwichrzone" metody interpretacyjne, przeróżne dowolności i rozmaite wyskoki rzekomo "nastrojowe", ale o ekspresji więcej niż wątpliwej.
Pozycję jednego z głównych przywódców polskiej szkoły pianistycznej w jej stanie dzisiejszym zdobył zresztą Drzewiecki nie tylko dzięki wieloletniej działalności koncertowej, ale również dzięki wyjątkowo szczęśliwej i udanej pracy pedagogicznej całego życia. Ponad pół wieku pedagogii prowadzonej w nieomal wszystkich konserwatoriach polskich, ponad pół wieku pracy nie przerywanej nawet podczas wojny – to osiągnięcie nie byle jakie. Wykształcenie na poziomie europejskim trzech pokoleń pianistów – oto chyba najpiękniejsza zasługa Drzewieckiego w jego długim życiu. Zresztą z dzisiejszej perspektywy widać, że w ogromnym gronie jego uczniów jest względnie mało wybitnych wirtuozów estradowych, natomiast najwięcej jest znakomitych pedagogów, którzy rozwinęli szerzej metody zapoczątkowane przez Drzewieckiego. Oczywiście byli wśród jego uczniów tacy artyści jak Ekier, Bolesław Kon, Etkinówna, Czerny-Stefańska czy Harasiewicz, ale większość to ludzie, którzy w licznych konserwatoriach prowadzą dziś wychowanie muzyczne najmłodszego pokolenia adeptów klawiatury.
Ale pianistyka estradowa i pedagogia nie wyczerpywały bynajmniej zainteresowań artystycznych znakomitego muzyka. W okresie międzywojennym był Drzewiecki jednym z najbardziej wpływowych krytyków muzycznych, zajmował się organizacją życia muzycznego i lansował uparcie w naszym kraju muzykę współczesną i najnowszą. Polemika artystyczna, walka o ideały czysto muzyczne była wówczas znacznie żywsza niż obecnie i dziś trudno sobie nawet wyobrazić, jak ostro zwalczali wówczas konserwatyści, z osławionym Rytlem na czele, twórczość Szymanowskiego i młodszych. W tej wieloletniej walce był Drzewiecki jednym z najbardziej fanatycznych zwolenników postępu, nowej muzyki i wszystkiego, co przynosiło nowe pokolenie. Walczył piórem, polemizował a przed wszystkim grał na swoich koncertach stale i zawsze utwory Szymanowskiego i młodszych kompozytorów.
Był nieodłącznym towarzyszem Szymanowskiego w jego walce o przyszły obraz muzyki polskiej, wprowadzał go niezmordowanie na liczne estrady koncertowe, na koniec poświęcił sporo sił działalności organizacyjnej idącej w tym samym kierunku. Kiedy bowiem we wczesnych latach dwudziestych powstało Międzynarodowe Towarzystwo Muzyki Współczesnej, Drzewiecki zorganizował jego sekcję polską. W latach trzydziestych został jej prezesem. Nabrała ona wówczas rumieńców życia i stała się dla nas wszystkich odskocznią do kariery. Bo dzięki tej organizacji można było zacząć propagować nową muzykę polską – również na terenie międzynarodowym. Pracując z nim wówczas bardzo blisko nauczyłem się wtedy cenić solidność jego przekonań, bezkompromisowość i upór w walce o dobrą sprawę. Najwyższym osiągnięciem Drzewieckiego w tej dziedzinie propagandy muzyki współczesnej był niewątpliwie Międzynarodowy Festiwal, który urządziliśmy pod jego przewodem w Warszawie i Krakowie w kwietniu 1939 roku – daleki protoplasta dzisiejszych "Warszawskich Jesieni", z tym że organizowany w warunkach nierównie trudniejszych, bo bez żadnych pomocy rządowych.
W czasie wojny prowadził Drzewiecki dalej działalność pedagogiczną i występował na tajnych koncertach w Warszawie. Po Powstaniu Warszawskim los rzucił nas do Krakowa i tam zaczął Drzewiecki gorączkowo odbudowywać szkolnictwo muzyczne. Został pierwszym rektorem nowo utworzonej Akademii Muzycznej i w tym krótkim okresie pracowałem z nim znów bardzo blisko, a zawsze harmonijnie. Zdumiewające było, ile potrafił wówczas pracować. Kierowanie Akademią nie przeszkadzało mu w żywej działalności koncertowej. W pierwszych miesiącach po wojnie podróżowanie było prawdziwą udręką i ze wszystkich wirtuozów naszych jeden jedyny Drzewiecki potrafił na przykład odbywać dwudziestoczterogodzinne podróże na stojąco w korytarzu wagonowym, aby na drugim końcu Polski zagrać IV Symfonię Szymanowskiego.
Prócz koncertowania zajął się też po wojnie opracowywaniem nowych wydań klasyków dla Polskiego Wydawnictwa Muzycznego, a przede wszystkim konkursami chopinowskimi, którym poświecił bardzo wiele czasu i usiłowań. W tych latach powojennych wyrósł Drzewiecki na nestora naszych pianistów, na największy autorytet w sprawach pianistyki.
I oto to pracowite życie dobiegło końca. Z głębokim żalem żegnają dziś Zbigniewa Drzewieckiego wszyscy, którzy mieli kiedykolwiek okazję zbliżyć się doń lub pracować wspólnie z nim nad rozwojem naszej kultury muzycznej. Ta kultura jest dziś względnie bogata, rozgałęziona i przedstawia najrozmaitsze kierunki i tendencje. Młodzi nie zawsze zgadzają się z tym, co wznosiło pokolenie Drzewieckiego. Ale bez względu na drogi, którymi pójdzie w przyszłości pianistyka polska trzeba podkreślić, że cało-życiowy trud takich ludzi jak Drzewiecki pozostanie na zawsze wkładem trwałym i niezastąpionym w dziejach polskiej kultury polskiej.